sobota, 28 grudnia 2013

I po Świętach

Święta minęły nam jak zwykle zbyt szybko. Grzanka właściwie zignorowała wigilijną kolację. Łaskawie zjadła kawałek opłatka i przyjęła życzenia, ale potem wskoczyła na szafę i była ponad to ;)  Może miała nam za złe, że w ramach prezentu świątecznego dostała tylko starą myszkę (dawno zapomnianą i wyciągniętą spod kanapy). 
Nie chciała też niestety nic powiedzieć ludzkim głosem. Za to w nocy przyszła do mnie, wepchnęła się na poduszkę i... podrapała mnie po twarzy. Musieliśmy więc obiąć jej pazury, żeby takie wypadki nie miały więcej miejsca. Nie obeszło się bez krzyku i syku.
Na szczęście reszta Świąt minęła w zgodzie i przyjaźni, na miłym lenistwie i zajadaniu smakołyków :)

sobota, 21 grudnia 2013

Za mały karton

Wczoraj wczesnym rankiem (około 9 ;)) obudził nas znienawidzony przez Grzankę dźwięk domofonu. A to za sprawą listonosza, który przyniósł paczkę. Zawartość paczki szybko rozpakowaliśmy, a karton podarowaliśmy Grzance na przeprosiny za poranne stresy.
Pudełko wprawdzie okazało się za małe, żeby zmieścić kota,...


... ale Grzanka na wszystko znajdzie sposób ;)

wtorek, 17 grudnia 2013

Coraz bliżej Święta...

Święta zbliżają się wielkimi krokami. Dzisiaj w Grzankowie pojawiła się choinka. Wprawdzie nie ma jeszcze ozdób, ale ważne, że jest i można ją pozaczepiać ;)




sobota, 14 grudnia 2013

Nasz urlop i półkolonie Grzanki

Listopad i połowa grudnia minęły nam tak szybko, że nawet nie zauważyliśmy. W międzyczasie wyskoczyliśmy na urlop w ciepłe kraje, a dokładniej mówiąc - na Kubę. Spędziliśmy tam bardzo udane dwa tygodnie, wygrzewając się w promieniach słońca, pływając, wcinając awokado, ananasy i kokosy, ćwicząc hiszpański i podziwiając kolorowe budynki. 
Wyjazd niestety nie był tak beztroski, jak byśmy chcieli - m. in. ze względu na wszelkie wygłodniałe i zaniedbane zwierzaki, które napotkaliśmy na swojej drodze i dla których nie mogliśmy nic zrobić. 


Szczególnie w pamięć zapadł mi maleńki bury kociak, błąkający się przy jednym z dworców autobusowych. Zdążyłam mu już nadać imię (Fidel) i postanowić, że go zabieram do Londynu, zanim uświadomiłam sobie, że to niemożliwe. Fidel został więc w Cienfuegos. Mam nadzieję, że da sobie radę...

Mały Fidel

Na szczęście podczas wyjazdu nie musiałam martwić się o Grzaneczkę. Tym razem znaleźliśmy kogoś, kto chciał pomieszkać u nas przez dwa tygodnie. Dzięki temu Grzanka nie musiała ani siedzieć całymi dniami sama, ani przeżywać stresów związanych z przeprowadzką. Rozwiązanie idealne tym bardziej, że ciocia Basia okazała się troskliwą opiekunką, a Grzanka tak ją polubiła, że najchętniej nie schodziłaby z jej kolan.
Kiedy wróciliśmy po dwutygodniowej nieobecności, przywitała nas rozmruczana puchata kulka (futerko się napuszyło na zimę, a i trochę tłuszczyku przybyło). Grzankowe półkolonie możemy więc zaliczyć do udanych :)