niedziela, 13 października 2013

Deszczowa niedziela

Dzisiaj od rana w Londynie pada deszcz, a atmosfera jest senna i nikomu z nas nic się nie chce. Ja musiałam się jednak zebrać, żeby jechać do Enzo, bo biedny papug byłby głodny i samotny, gdybym go nie odwiedziła. 
Chociaż fanką parasoli nie jestem i zwykle w czasie deszczu wystarcza mi kaptur, to tym razem wzięłam ze sobą ten wynalazek ;) Ku wielkiej uciesze Grzanki, która jak tylko wróciłam i rozłożyłam parasol do wyschnięcia, zaczęła zlizywać z niego krople deszczu, potem położyła się pod nim,...


...a na koniec próbowała też wejść na parasol, ale to już spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony Adama ;) 

wtorek, 1 października 2013

O tym, jak adoptować (albo nie) kota w Londynie

Jakiś czas temu podjęliśmy z Adamem decyzję o tym, że przygarniemy drugiego kota. Właściwie to Adam podjął decyzję, że się na to zgodzi, a ja oczywiście bardzo się ucieszyłam. Drugi kotek miał być towarzyszem zabaw dla Grzanki i miał jej pomóc aktywnie spędzać długie godziny, podczas których nas nie ma w domu. Poza tym, jak wiadomo, co dwa koty, to nie jeden.

Jakiś miesiąc temu zaczęłam więc przeglądać strony internetowe schronisk i fundacji działających w Londynie. Nie miały dla mnie znaczenia wiek, kolor, płeć ani wygląd kota. Warunki były tylko dwa - żeby mógł mieszkać w domu niewychodzącym i żeby dobrze dogadywał się z innymi kotami. 

Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że w miejscowych schroniskach nie ma kotów spełniających te - przyznacie, że niespecjalnie wygórowane - warunki...

Głównym problemem było to, że nie mamy ogródka, a kot, którego byśmy przygarnęli, byłby niewychodzący. Z tego względu moglibyśmy właściwie brać pod uwagę tylko adopcję kota niepełnosprawnego (głuchego, trójłapnego itp.), bo tylko takie koty tutaj domów niewychodzących szukają. Oczywiście nie było to dla nas absolutnie żadnym problemem, ale niestety okazało się, że akurat przebywający w schronisku trójłapek nie może być w domu, w którym już jest inny kot.

No i kiedy już myśleliśmy, że nic z tego, na horyzoncie pojawiła się nowa możliwość - zaproponowano nam wzięcie kotki na tymczas. Gdyby okazało się, że dobrze jej u nas i że dogadują się z Grzanką, moglibyśmy ją adoptować. Oczami wyobraźni już widziałam, jak ta trzynastoletnia dama o imieniu Peggy (dostała już nawet od nas ksywkę Piegi albo Piegusek), bawi się z Grzanką.
A potem była wizyta domowa i okazało się, że mamy za małe mieszkanie, a więc nic z tego. Prawdę mówiąc, spodziewałam się tego. A z drugiej strony znam osoby, które mają mniejsze mieszkania i więcej kotów (ale w Polsce)...


Grzanka pozostanie zatem rozpieszczoną jedynaczką, a my pewnie adoptujemy drugiego kota dopiero po powrocie do Polski.