wtorek, 30 kwietnia 2013

Kew Gardens i lisy

Spacerując wieczorami po Londynie można spotkać lisy - pojedyncze, w parach i trójkach. Biegają po ulicach, zaglądają do ogródków, spacerują po chodnikach. Budzą w Londyńczykach skrajne emocje. Są tacy, którzy chcieliby je wszystkie powybijać i są tacy, którzy je dokarmiają i zachwycają się lisiątkami rodzącymi się w ich ogródkach. 
Ja nie należę do żadnej z tych grup, ale już się do nich przyzwyczaiłam i lubię czasem takiego rudzielca spotkać na swojej drodze. Choć muszę przyznać, że za pierwszym razem byłam trochę zdziwiona, kiedy mijałam się z takim stworem :) 
Za każdym razem, kiedy widziałam liska, żałowałam, że nie mam aparatu, żeby zrobić mu zdjęcie. Ale w niedzielę się udało. Wybraliśmy się do Kew Gardens. Oczywiście aparat był w ciągłym użytku, bo wszystko pięknie kwitnie. 


No i nagle zza krzaka wyskoczył lis :)


Prawda, że uroczy? :)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rambo cz. 2

Z petsittingiem i z tymczasowaniem kotów problem jest taki, że nigdy niewiadomo, czy się takiego kota jeszcze kiedyś spotka. Bo mieszka u nas albo odwiedzam go codziennie przez jakiś czas, a potem znajduje dom albo wraca właściciel i trzeba się pożegnać.

Kiedy kilka tygodni temu jeździłam do Rambo, udało nam się trochę zaprzyjaźnić. Bardzo się więc ucieszyłam, kiedy jego właścicielka skontaktowała się ze mną ponownie i zapytała, czy mogłabym znowu do niego przyjeżdżać. Teraz mieszkamy trochę dalej, więc dojazdy były bardziej czasochłonne, a Rambo potrzebuje dwóch wizyt dziennie ze względu na zastrzyki. No ale zgodziłam się oczywiście :)


Tym razem nie uciekał - chyba mnie pamiętał :) Przez te kilka dni dużo się do mnie łasił, grzecznie przyjmował zastrzyki, pozwalał się czesać i marudził, kiedy wychodziłam.


Teraz wszystko wróciło do normy, bo jego właścicielka jest już w domu. A ja ciekawa jestem, czy jeszcze kiedyś się spotkamy... :)

piątek, 26 kwietnia 2013

Grzanka gotuje

W Grzankowie przyjmowaliśmy ostatnio gości. Grzanka udowodniła podczas tych wizyt, że nie jest marudnym kotem. Wręcz przeciwnie - reagowała bardzo entuzjastycznie na pojawienie się naszych znajomych w jej królestwie. Witała ich już od progu mruczeniem, lizaniem po rękach i obwąchiwaniem :)

Pomagała mi oczywiście też w przygotowaniu poczęstunku dla gości. A ponieważ stworzone przez nas ciasteczka owsiane* bardzo gościom smakowały, zachęcam do ich upieczenia - są bardzo łatwe i zdrowsze niż te kupowane w sklepach.


Moja zwiększona w ostatnim czasie aktywność kuchenna ma związek nie tylko z gośćmi, ale z jeszcze dwiema sprawami. 
Po pierwsze - Tydzień Weganizmu. 
Wprawdzie oficjalnie trwał on od 13 do 20 kwietnia, ja jednak z jego rozpoczęciem czekałam o tydzień dłużej. Wszystko przez to, że nasza lodówka pełna była serków, jogurtów itp., które by się zmarnowały, a przecież nie o marnowanie jedzenia w tej akcji chodzi.

Sukcesy tego tygodnia:
po raz pierwszy w życiu samodzielnie zrobiłam falafel i hummus,


przyzwyczaiłam się do używania mleka sojowego do kawy,
poznałam kilka ciekawych wegańskich blogów, którymi zamierzam się inspirować w przyszłości,
uznałam, że gotowanie to bardzo przyjemne zajęcie :)

Porażką było to, że niestety nie udało mi się całkowicie zrezygnować na ten tydzień z produktów pochodzenia zwierzęcego. Wygląda na to, że jeszcze nie jestem gotowa na zostanie stuprocentową weganką...

Po drugie spędzałam w kuchni więcej czasu niż zwykle ze względu na eksperyment Tydzień Inny Niż Wszystkie, w którym zamierzam uczestniczyć. O eksperymencie możecie przeczytać tutaj. Zapraszam do przyłączenia się. Ja oczywiście jak zwykle chcę być do przodu i już teraz zaczęłam zmniejszać ilość produkowanych przeze mnie śmieci, czyli m. in. zamiast kupować gotowe jedzenie w sklepie, gotuję i piekę :)

------------------------
* Przepis na ciasteczka: na podstawie przepisu z Wegan Nerd


Składniki:
1 szklanka mieszanki: mąka + płatki owsiane + sezam + słonecznik
4 łyżki oleju
2 łyżki miodu
2 łyżki cukru
łyżeczka cynamonu
2 łyżki zimnej wody
kilka kostek gorzkiej czekolady, garść bakalii, orzechów itp.

Wykonanie:
Suche składniki mieszamy, dodajemy olej, miód, cukier i przyprawy, ugniatamy ciasto (w czasie ugniatania można dodać wody). Dosypujemy dodatki - bakalie, orzechy, kawałki czekolady i co tam jeszcze komu się zachce ;). Znowu zagniatamy ciasto. Chowamy na pół godziny do lodówki. Później formujemy z ciasta ciasteczka, układamy na blasze i wstawiamy do nagrzanego do 170 stopni piekarnika na 25 minut.
Voila! :)

wtorek, 23 kwietnia 2013

Dobre wieści!

Wpadłam w wir pracy, gotowania i pieczenia, więc przyszłam tu dzisiaj tylko na chwilkę podzielić się z Wami dobrą wiadomością - Grzanka, o której pisałam tutaj, znalazła dom! Zamieszkała u pani, która ją wiozła pod maską samochodu :) 
Hurra!

sobota, 20 kwietnia 2013

Larkhall Park i Pink Floyd

Na niemal wszystkich odwiedzanych przeze mnie kocich blogach królują ostatnio zdjęcia kotów cieszących się słońcem na zabezpieczonych balkonach lub w ogródkach. Grzanka niestety nie posiada ani balkonu, ani ogródka, dlatego dzisiaj od rana wylegiwała się w słońcu na parapecie. A my uznaliśmy, że słoneczny dzień wolny to dobra okazja, żeby w końcu wybrać się do parku w składzie: Grzanka, smyczotrzymaczka (czyli ja) i nadworny fotograf (czyli Adam). 


Przyznaję - w swojej naiwności myślałam, że Grzanka będzie sobie leżeć na trawce w parku i wygrzewać się w słoneczku. Okazało się jednak, że ona miała inny, bardziej ekstremalny plan.


Plan zakładał m. in. chodzenie po krzakach i spotkanie z bąkiem (na szczęście na odległość). Grzanka była tak zaaferowana całą tą sytuacją, że zapomniała o tym, że boi się hałasów (nie zwracała uwagi na krzyczące obok niej dzieci) i psów (w tym miejscu muszę przyznać, że londyńscy psiarze są bardzo mili i większość z nich na widok kota w parku przypina swoim psom smycze).


Adam też miał swój plan i cel w tym spacerze - stworzyć alternatywną wersję okładki płyty Animals zespołu Pink Floyd. Dla tych, którzy tej okładki nie znają - wersja oryginalna - elektrownia w Battersea i latająca świnka:


I wersja alternatywna - elektrownia w Battersea i Grzanka.


Chyba nie muszę pisać, która wersja bardziej mi się podoba ;)

wtorek, 16 kwietnia 2013

Grumpy cat wersja polska

Ci, którzy nas śledzą na Facebooku już wiedzą, że zaliczyłyśmy wczoraj wizytę u weterynarza. Oczywiście głównym powodem była astma, która znowu ostatnio zaczęła Grzance dokuczać i nie ustępuje mimo zwiększonej dawki sterydów. Wizyta zakończyła się jednak porażką. Grzanka pokazała, jakim marudnym kotem potrafi być. Wśród odgłosów warczenia i syczenia, pani weterynarz - którą przecież już znamy - próbowała osłuchać Grzankę. Skończyło się na liczeniu oddechów na odległość. Oddechów wyszło 80 na minutę (norma to 20-28). Nie wynika z tego zupełnie nic, bo aż tak przyspieszony oddech to oczywiście wynik stresu. Tak więc to ja mam obserwować i liczyć oddechy Grzanki w domu. Generalnie jedyne, co mamy robić to podawać leki i obserwować.
Poza tym pani weterynarz uznała (nie po raz pierwszy), że Grzanka to grumpy cat i chyba nie wierzy mi, kiedy jej mówię, że w domu to jest całkiem przyjazny kot ;)


Jedyne, co udało nam się wczoraj podczas wizyty zrobić, to zważyć Grzankę (było trudno, więc nie wiem, czy pomiar jest dokładny). Okazało się, że odchudzania nie będzie i że mimo sterydów oraz zwiększonego przez nie apetytu Grzanka schudła!

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Trawka

Zdrowsze odżywianie Grzanki (którego nawiasem mówiąc wcale nie udaje nam się przestrzegać, ale od jutra będzie lepiej ;)) zakładało również wprowadzenie do diety zieleniny, czyli kociej trawki. Nasionka zakupione w sklepie zoologicznym ładnie wykiełkowały, a potem wyrosła z nich piękna trawa. 


Pamiętając z poprzedniego roku, jak chętnie Grzanka zajadała zieleninkę (nawet stłukła szklankę, żeby czym prędzej dobrać się do trawki, kiedy ją pierwszy raz zobaczyła), liczyłam na powtórkę z rozrywki.
W tym roku jednak skończyło się tylko na obwąchaniu,...


polizaniu...


 i stwierdzeniu, że "to nie nadaje się do jedzenia".

środa, 10 kwietnia 2013

Wiosenne postanowienia

Wygląda na to, że w końcu zaczęła się wiosna. Czas więc na wiosenne postanowienia. Jednym z nich jest to, że obie z Grzanką zaczynamy dbać o linię. Czyli po pierwsze: bardziej racjonalnie się odżywiać. W przypadku Grzanki (bo swojego przypadku nie będę tu opisywać ;)), różnie z tym odżywianiem bywało do tej pory.
Niestety Grzanka to wielki wymuszacz. Kiedy widzi, że któreś z nas zbliża się do lodówki, wpatruje się w nas wielkimi oczami, jakby była najbardziej wygłodniałym kotem na świecie. Kiedy jemy coś, na co miałaby ochotę, wskakuje na stół i wpatruje się w talerz. Wystarczy chwila nieuwagi, żeby wsadziła łapę do talerza i coś ukradła. Czasem śmiejemy się, że Grzanka powinna wstąpić do "grupy wsadzającej palce"* :)

Jej największe zainteresowanie - oprócz ciast, pączków, pieczywa i kocich przysmaków, wzbudza kukurydza (z tego akurat się cieszę, bo właśnie w kukurydzy ukrywam tabletki, których inaczej Grzanka nie chce zjeść) i fasolka edamame. Fasolka ta jest dodawana do zestawów sushi, które czasem kupujemy i sprawia, że Grzanka zaczyna szaleć jak mało kiedy.


Do tej pory śmialiśmy się z tego wskakiwania na stół i wykradania przysmaków. Niestety ostatnio zauważyliśmy, że Grzaneczka trochę przybrała na wadze - myślę, że się to potwierdzi przy okazji wizyty u weta (a to już w przyszłym tygodniu!). Nie wiem tylko, czy to przypadkiem nie wina sterydów. 


No ale zdrowsze odżywianie na pewno nie zaszkodzi. Tylko czy my będziemy na tyle konsekwentni, żeby dopilnować jej diety?

----------------------------------------
* "Grupa wsadzająca palce" grasowała jakiś czas temu na krakowskim jarmarku Bożonarodzeniowym. Generalnie chodziło o to, że bezdomni wsadzali ludziom palce do ich talerzy z pierogami, kapustą, kiełbasą i co tam kto akurat jadł - był to sposób na przechwycenie tych przysmaków.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Grzanka szuka domu!

Dla wszystkich fanów Grzanki mam dobrą wiadomość! Każdy z Was, kto tylko chce, ma szansę dać dom - tymczasowy lub stały - kotce Grzance. Oczywiście nie naszej Grzance, bo jej nie oddamy, ale wszystkie Grzanki to fajne dziewczyny, więc zapraszam do zainteresowania się sprawą innej Grzanki ;) 


Ale od początku...
W Londynie już od wczoraj jest wiosennie, ale w Polsce jeszcze w najlepsze trwa zima. To przed nią prawdopodobnie schowała się śliczna bura kotka. Niestety na schronienie wybrała sobie okolice samochodowego silnika. Pani, do której należał samochód, zdążyła przejechać 10 km zanim zorientowała się, że pod maską wiezie pasażerkę na gapę:


Kotka trafiła pod opiekę ekipy Sz_czekamy na Dom i dostała najpiękniejsze kocie imię na świecie - Grzanka ;) Obecnie przebywa w lecznicy i dochodzi do siebie po amputacji tylnej łapki, ale za kilka tygodni będzie musiała się przeprowadzić i chętnie zamieszkałaby w jakimś bezpiecznym, przytulnym domku, zamiast w schroniskowej klatce. 


Jeśli chcielibyście pomóc, możecie zaoferować Grzance dom, pomóc w jej ogłaszaniu, udostępnić jej wydarzenie na Facebooku, zapytać znajomych, czy przypadkiem nie szukają kociej towarzyszki. Przy odrobinie szczęścia uda nam się za jednym zamachem uszczęśliwić i Grzankę i kogoś jeszcze :)

Ja - jako zadowolona opiekunka Grzanki - z całego serca polecam! :)

PS Dziękuję ekipie Sz_czekamy na dom za pozwolenie na użycie zdjęć i Magdzie za informację o pojawieniu się nowej Grzanki na horyzoncie :)

czwartek, 4 kwietnia 2013

Ciekawostka

Przy okazji przeprowadzki dowiedziałam się, w jaki sposób Anglicy uczą swoje koty wychodzące, gdzie jest ich dom, kiedy zmieniają miejsce zamieszkania. 
Otóż oni przed pierwszym wypuszczeniem kota z jego nowego domu smarują mu łapki masłem. Koty to czyściochy, więc zanim pobiegną na ślepo w nieznane, siadają przed drzwiami swojego domu i myją brudne łapki, przy okazji rozglądając się i zapamiętując nową okolicę. Podobno to działa.


Ja nie miałam raczej do czynienia z kotami wychodzącymi, więc nie wiem - może w Polsce też się tak robi? A może znacie jakieś inne sposoby na nauczenie kota wychodzącego, gdzie mieszka?

środa, 3 kwietnia 2013

Przeprowadzki, przeprowadzki...

Policzyliśmy ostatnio, że Grzanka mieszka już z nami szóstym mieszkaniu. Najpierw była młodość na krakowskim Kazimierzu.


Potem Górka Narodowa i przyjaźń z Atmosem.


Następnie Kurdwanów i co chwila nowe tymczasy...


Po Kurdwanowie nastąpiła Wielka Przeprowadzka do Londynu i trudny pierwszy miesiąc w Docklands.


Z Docklands Grzaneczka przewędrowała z nami do Stockwell, gdzie miała więcej miejsca do biegania, ale za to pogorszył się jej stan zdrowia, a atmosfera też nie była zbyt miła.


No i teraz - w sobotę - nadeszła długo wyczekiwana chwila kolejnej przeprowadzki. Nasze nowe mieszkanko jest blisko poprzedniego, więc wystarczyło kilka minut w taksówce i Grzaneczka znalazła się w nowym domu. Nie obyło się jednak bez płaczu i stresu (bardziej chyba z powodu zamknięcia w transporterku, bo przecież do przejazdów Grzanka powinna być przyzwyczajona). Na szczęście taksówkarz okazał się być kociarzem z Polski ;)
W nowym mieszkaniu również przez pierwsze pół godziny wysłuchiwaliśmy płaczu Grzanki. Ale kiedy zaczęliśmy się rozpakowywać, a pokój wypełnił się znajomymi rzeczami, kicia się uspokoiła, zaakceptowała nowy teren i zaczęła mruczeć. A ponieważ nie ma nic, co bardziej poprawia atmosferę w domu, niż zadowolony kot, my również od razu polubiliśmy nasze nowe kąty.


Jeśli wszystko dobrze pójdzie, tutaj zostaniemy na rok, a może nawet dłużej.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Po Świętach

Jak Wam minęły Święta? Nam upłynęły na pakowaniu, przeprowadzce, sprzątaniu, trochę też na pracy. Ale na szczęście były też okazją do spotkań ze znajomymi, zajadania smakołyków i odpoczynku. Grzanka też spędziła ten czas całkiem przyjemnie. 

Zaprzyjaźniła się z zającem wielkanocnym


i popodgryzała bazie.


Poza tym postanowiła rozwlec Lany Poniedziałek na kilka dni i parę razy w ciągu weekendu spowodowała powódź, bo za bardzo interesowała się kwiatami :)