Pamiętam, jak czekaliśmy z niecierpliwością i troszeczkę zestresowani, aż Ania z Fundacji Pod Jednym Dachem przywiezie do nas jednego z siedmiu znalezionych kociaków. Telefonicznie ustaliłyśmy, że będzie to kociczka i tyle wiedziałam. Kiedy ją zobaczyłam pierwszy raz - wciśniętą w kąt transportera i wystraszoną, sama też się przestraszyłam - nie wiedziałam jeszcze wtedy zbyt wiele o opiece nad kociakami, a ona miała nieco ponad miesiąc. Po udzieleniu krótkich instrukcji, Ania wyszła, a my zostaliśmy z maleńką biało-burą kuleczką. Adam wymyślił dla niej imię, które później okazało się strzałem w dziesiątkę - Rakija.
Szybko okazało się, że Rakija jest bardzo towarzyską koteczką. Spała z nami w łóżku, chodziła za mną po mieszkaniu. Za Grzanką też, co Grzance na początku się nie podobało. Z czasem jednak Grzanka przyzwyczaiła się do małego łobuza. Do tego, że nie może sobie pospać i że Rakija ciągle wyjada jej jedzenie z miski. My też przyzwyczailiśmy się do wszędobylskiej małej futrzanej kuleczki i śmialiśmy się, że to imię sprawiło, że kicia ma bałkański temperament ;)
Nie zapomnieliśmy jednak, że Rakija jest u nas tylko na tymczasie. Mieliśmy szczęście, bo na horyzoncie szybko pojawili się Asia i Bartek. Nie zraziło ich, że Rakija jest strasznym łobuzem, wszędzie wskakuje (szczególnie na blat kuchenny, jeśli jest na nim coś smacznego), kradnie jedzenie z talerzy i męczy inne koty. "Nie zraziło ich" to mało - oni wręcz szukali właśnie takiego kota. W ten sposób Rakija znalazła idealny dla siebie dom. W Grzankowie zapanował spokój (Grzanka odetchnęła z ulgą, że nareszcie może się wyspać) i ja też byłam spokojna, bo wiedziałam, że oddaję małą Rakiję w dobre ręce.
W nowym domu szybko się zaaklimatyzowała, zaprzyjaźniła się z kocurkiem Heniem i podbiła serca opiekunów. Przychodziła do łózka spać i się przytulać, wskakiwała na stół, jadła z Asią z jednego talerza. Dostała tyle miłości, ile tylko kotu można dać i odwdzięczała się na swój sposób tym samym.
Aż do dzisiaj rana. Bo dzisiaj rano nagle, po krótciutkiej chorobie, postanowiła się przeprowadzić za Tęczowy Most.
Piszę Wam o tym, bo chociaż Rakija była "tylko" tymczasem, to jednak się do niej przywiązałam. I chociaż nie widziałam jej przez prawie 1,5 roku od momentu jej przeprowadzki, to kontakt z Asią i Bartkiem i świadomość, że ma cudowny dom, były dla mnie bardzo ważne. I smutno mi, że tak szybko umarła, chociaż wiem, że to nie długość kociego życia się liczy, ale jakość. Jestem wdzięczna Asi i Bartkowi za to, że przygarnęli Rakiję i dali jej najlepsze życie, jakie mogła mieć.