czwartek, 29 września 2011

Milik :(

Miałam nic nie pisać, bo właściwie nie wiem, co mogłabym na ten temat powiedzieć. Ale wydaje mi się, że tym wszystkim, którzy kibicowali Milikowi, należy się ta informacja. Milik nie żyje. Wczoraj wieczorem był w bardzo złym stanie, antybiotyk nie pomógł no i niestety trzeba go było uśpić. Mogłabym tu opisywać wszystkie objawy itd., ale myślę, że nie o to chodzi. Lepiej będzie, jak go zapamiętacie wesołego i mruczącego.


Z Milikiem chciałabym się spotkać jeszcze kiedyś za tzw. Tęczowym Mostem. Mam nadzieję, że będzie wesoło biegł w moim kierunku, jak tylko mnie zobaczy - tak, jak to robił jeszcze wczoraj rano.
W Grzankowie żałoba i walka o zdrowie pozostałych maluchów.

środa, 28 września 2011

O tym, jak Medela została Militusem i o skutkach tej zmiany

Wczoraj wybrałam się z maluchami na wizytę kontrolną do weterynarza. Podczas wizyty poprosiłam o sprawdzenie płci kociaków, bo nie byłam jej na 100% pewna. U takich maleństw ciężko to rozróżnić. Weterynarz orzekł zdecydowanie, że Musica to dziewczynka. Przy Margaricie miał wątpliwości, ale ostatecznie też uznał, że to koteczka. A Medela okazała się… kocurkiem :)
Metodą burzy mózgów wymyśliliśmy nowe imię dla Eli. Od wczoraj jest ona Militusem (zwanym Milikiem lub Milusiem), czyli żołnierzem. Matką chrzestną została Michalina :) Imię adekwatne, bo kocio walczy o zdrowie. Tak bardzo sobie jednak wziął do serca tą walkę albo może tak się przejął tym, że jednak jest chłopcem, że pogorszył się stan jego zdrowia. Wieczorem znowu poszliśmy do weterynarza. Tym razem biedak dostał trzy zastrzyki. Dzisiaj już jest lepiej, ale i tak wieczorem czeka nas wizyta u weterynarza...


Reszta rodzeństwa na szczęście jest zdrowa i radosna :)


A Grzanka nadal wygląda, jakby nie rozumiała, po co jej przyniosłam te trzy niemowlaki. Powoli się już jednak do nich zaczyna przekonywać.

poniedziałek, 26 września 2011

Koniec czasu bez tymczasów! :)

W Grzankowie znowu mamy cztery koty. Dzisiaj pojawiły się u nas trzy ok. 4-tygodniowe maleństwa. Kociaczki zostały znalezione na opuszczonej posesji w naszej okolicy przez mieszkającego obok Michała. Dobrze trafiły, bo Michał to student weterynarii :) Wziął je do siebie do domu, podkarmił trochę i podleczył oczy. Ale ponieważ zbliża się rok akademicki i wyjazd do innego miasta, nie miał co z nimi zrobić. U nas niedawno zwolniło się miejsce na 2 tymczasy - postanowiliśmy pomóc. Jak jednak wybrać dwa spośród trzech potrzebujących pomocy kociaków? Na szczęście Martyna z Andrzejem postanowili wziąć od nas jednego kociaka na początku października :) Dzięki temu wszystkie trzy mają szansę na zdrowie i na uniknięcie bezdomności.
Na razie jednak wszystkie są u nas. Są rozkoszne. Dawno już nie widziałam takich maleńkich kotów.
Mimo, że jeszcze na 100% nie jest pewne, jakiej są płci (ale wszystko wskazuje na to, że są to trzy dziewczynki), kociaki dostały już imiona. Wszystkie zaczynają się na M (na cześć Michała, który je uratował) i wszystkie pochodzą z łaciny (bo Michał to przyszły lekarz). A więc przedstawiam:

Najsilniejsza i urocza - Margarita (czyli perła) zwana Itą 
Najgłośniejsza - Musica (czyli muzyka) zwana Iką

Najsłabsza i najbardziej chora - Medela (czyli zdrowie) zwana Elą

Wszystkie fotki robił Michał - zaraz po znalezieniu i wczoraj. Widać różnicę. Mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej!

piątek, 23 września 2011

Królik-podróżnik

Dzisiaj przyjechał do nas Bystrzak. Bystrzak to królik-podróżnik. Ale nie z własnego wyboru. Właściwie podróże go stresują. Tak się jednak złożyło, że w domu tymczasowym był w Kielcach, a dom stały czeka na niego w Mysłowicach. Postanowił zaryzykować. Zabrał cały dobytek i wyruszył w drogę. A ponieważ nie było innej możliwości, postanowił jechać przez Kraków i zatrzymać się w Grzankowie na noc. Grzanka była nieco zaskoczona wizytą tego dziwnego kota o przerośniętych uszach, ale wykazała się gościnnością.
Jutro uszaty podróżnik jedzie dalej - do Mysłowic :)

środa, 21 września 2011

Spokój, wielki spokój

W Grzankowie nastał wielki spokój. 
Żadne małe koty nie plączą się pod nogami. Nie domagają się jedzenia głośnym miauczeniem. Nie wskakują na blat kuchenny ani na stół. Nie zrzucają doniczek i nie drapią ścian.
Grzanka nareszcie może spać spokojnie - na pewno nie wskoczy na nią żadne kociątko. Może jeść spokojnie - nikt jej nie zabierze karmy sprzed nosa. Może spokojnie się bawić - nikt nie biega za tym samym kasztanem, co ona.


Na horyzoncie pojawiają się jednak jakieś zmiany. Spokój nie może trwać zbyt długo :)

niedziela, 18 września 2011

Rakija się wyprowadziła!

No i przyszedł długo oczekiwany przez Rakiję dzień - dzień, w którym dostała Swój Własny Dom. A w pakiecie z domem bardzo sympatycznych nowych opiekunów, a także nowych towarzyszy zabaw - kocurka Henia oraz króliczka Kluska :) 

Ciężko nam było pożegnać się z naszą małą Rakisią. Jutro już nie obudzi mnie lizaniem po twarzy. Ktoś inny będzie musiał też znosić jej wybryki i poskromić troszkę jej bałkański temperament... 
A to wszystko za sprawą umowy, której wydruk nadzorowała sama główna zainteresowana ;)

Rakija spędziła u nas 2,5 miesiąca i trzeba przyznać, że trochę się przez ten czas zmieniła, prawda? :)

czwartek, 15 września 2011

Kawa mruczy u siebie, a Rakija jeszcze u nas...

Ze stałego domu Kawy nadchodzą same dobre wieści - koteczka jest rozmruczana, przytulaśna i ma wielki apetyt. Wszyscy w Grzankowie cieszymy się, że jej się tak udało i szybciutko znalazła kochających opiekunów.
Za to Rakija jeszcze jest u nas. Nie widać, żeby bardzo zmartwiło ją zniknięcie Kawy. 


Nadal chętnie się bawi, ...

 
...ma wielki apetyt, ...
 

...wszędzie jej pełno...


...albo spokojnie śpi.


I tylko czasem, jak nikt nie widzi (albo prawie nikt), wypatruje kogoś, kto zabierze ją do domu, w którym będzie mogła zostać już na zawsze. Najlepiej może to zrozumieć Grzanka. Bo Grzanka też była kiedyś na tymczasie i wie, że nawet najlepszy tymczas to nie to samo co Własny Dom.

poniedziałek, 12 września 2011

Kawa ma dom!

Nadszedł dzisiaj długo oczekiwany dzień - Kawa poszła do nowego domu. 
Wiedziałam, że tak będzie już od ponad tygodnia - przed naszym wyjazdem na urlop odbyła się wizyta przedadopcyjna. Podczas spotkania nasza mała Kawa była bardzo wystraszona, za to Rakija świetnie się zareklamowała ;) Pani Aleksandra i pan Karol nawet zastanawiali się, czy nie przygarnąć dwóch koteczek. Ostatecznie jednak zdecydowali się tylko na Kawę.


Dzisiaj od rana czekaliśmy na panią Aleksandrę. Kawa wypatrywała jej najpierw w jednym...


...potem w drugim oknie...


...i pozowała do ostatnich wspólnych zdjęć z Grzanką i Rakiją.


No i właśnie przed chwilą - po ostatniej rozmowie i podpisaniu umowy adopcyjnej - Kawa ruszyła w świat i zaczęła swoje nowe życie.
A ja jak zwykle mam mieszane uczucia - z jednej strony super, że Kawa znalazła dobry dom, a z drugiej - szkoda, że jej już u nas nie ma... Czekam z niecierpliwością na wieści z nowego domu. A póki co - szukam równie sympatycznego domu dla drugiego naszego małego rozbójnika :)